Rafał Sikora z Mielca jest kolejnym chodziarzem z naszego regionu, który wystartuje w igrzyskach olimpijskich w Pekinie!
Na trasie chodu w rosyjskich Czeboksarach. (M. Radzimowski)
Tego się chyba nikt nie spodziewał. 20-latek z podmieleckiej Sadkowej Góry zaszokował wszystkich specjalistów chodu sportowego, kiedy w pierwszym w swoim życiu starcie na dystansie 50 kilometrów, w minioną niedzielę w rosyjskich Czeboksarach, wywalczył minimum na igrzyska olimpijskie.
Minimum wynosiło równe 4 godziny, a Rafał przyszedł na metę w czasie 3 godziny 59 minut 24 sekundy. W Rosji walczył nie tyle z rywalami, co z czasem. Rozpoczął bardzo wolno, po pierwszych pięciu kilometrach zajmował 66 miejsce, później systematycznie piął się do góry, kończąc morderczy dystans na 33 pozycji. Najważniejszy był jednak czas. Przeszedł "50” o 36 sekund szybciej niż mógł. Był i jest szczęśliwy. Sen o igrzyskach stanie się rzeczywistością.
ŻELAZNA SAMODYSCYPLINA
Dokładnie przed ośmioma laty w Gimnazjum imienia Wincentego Witosa w Borowej koło Mielca zaczęła się przygoda Rafała ze sportem.
- Początki kariery jak wiadomo były najtrudniejsze, lecz rygor i stawiane wymagania doprowadziły mnie do żelaznej samodyscypliny. To w tamtym pamiętnym roku wypatrzył mnie znany szkoleniowiec mieleckich chodziarzy, pan Józef Wójtowicz. Swoją konsekwencją i ciężkim charakterem doprowadził mnie, jak i kolegów do licznych sukcesów na arenie krajowej i również międzynarodowej - mówi Rafał sprawiając wrażenie, jakby tej regułki nauczył się na pamięć.
Podobne słowa wypowiedział w rozmowie z reporterem "Echa Dnia” podczas ubiegłorocznych mistrzostw Polski, które rozegrane zostały w Hucie Krzeszowskiej koło Niska.
Można powiedzieć, że w Borowej stawiał swoje pierwsze kroki chodziarskie. Lecz prawdziwy marsz zaczął się na stadionie mieleckiego Gryfa w Mielcu, gdzie z jego przyjaciółmi, zawodnikami Sokoła Mielec Rafałem Augustynem i jego bratem Krzysztofem, poznawali tajniki chodu sportowego.
POSZLI DO LASU
Po kilku miesiącach trenowania w Gryfie chodziarze przenieśli się na stadion Stali. Mogli już trenować pod dachem i na otwartym stadionie.
- Obiekt Stali wywarł wtedy na nas wielkie wrażenie. Niestety, dziś popadł w kompletną ruinę. W tamtych czasach trening dla nas, małych chłopców, na tym legendarnym stadionie był to niemały zaszczyt. Jeśli był ktoś kiedyś na obiektach sportowych Stali, to może mi przyznać świętą rację, że robiły wrażenie. Specyficzny klimat sportowy i sprzyjające warunki do treningu robiły swoje. Niestety, z biegiem lat tartan na stadionie podczas upałów lepił się i dziurawił, więc musieliśmy szukać innego rozwiązania - mówi.
Schronienie i wyjście z tej sytuacji chodziarze znaleźli w pobliżu stadionu. Za ówczesnym hotelem Jubilat (dziś hotel Polski - przyp. Pisz)) znajdowały się liczne ścieżki rowerowe, co sprzyjało spokojnemu i bezpiecznemu treningowi. A okoliczny lasek dodawał mnóstwo uroku i chęci do pracy.
- Bywały dni, że chodziliśmy pobiegać tam między treningami. Można stwierdzić, że w Mielcu przeżyłem z chłopakami wiele pięknych chwil, o których nigdy nie zapomnimy i pozostaną w naszej pamięci na zawsze. Mój pobyt w Mielcu i nauka w V Liceum Ogólnokształcącym, gdzie dyrektorem jest do dziś pan Zbigniew Zieliński, to były piękne lata - mówi Rafał.
FILMY NA LAPTOPIE
Po skończeniu liceum Rafał postanowił podjąć studia w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Nie omijały go problemy zdrowotne. Liczne kłopoty z kręgosłupem w ubiegłym roku nasiliły się. Teraz przyznaje, że nachodziły go myśli o zakończeniu kariery. Uporał się jednak z kontuzją i jest już wszystko w porządku. W niedzielę w Czeboksarach zdecydował się wystąpić na morderczym dla chodziarzy dystansie 50 kilometrów. Dlaczego?
- Bo jestem "wydolnościowcem”, mam mocne płuca. Przyznam, obawiałem się tego startu, ponieważ doświadczeni koledzy podpowiadali mi, że po 30 kilometrach chodu dopiero się zacznie zabawa. Jednak gdzieś tam w głowie kołatała mi myśl, że jestem w stanie osiągnąć ten cel! Wiara we własne siły i dobrze przepracowany okres przygotowawczy sprawiły swoje .W dodatku męcząca podróż do Moskwy, a później oczekiwanie w hotelu cały dzień na drugi samolot do samych Czeboksar były bardzo męczące i dawały oznaki lekkiego zmęczenia. Do samych zawodów czas mi upłynął na oglądaniu filmów DVD na laptopie, co pozwoliło mi odsunąć od siebie myśli o zawodach. W dzień startu wstałem o godzinie 5 czasu rosyjskiego, natomiast w Polsce była godzina 3, co w dodatku było pewnym szokiem, lecz jakoś to przebolałem - uśmiecha się wyluzowany.
W dotychczasowej, niezbyt przecież długiej karierze, Rafał wywalczył 11 złotych medali mistrzostw Polski juniorów, ustanowił dwa rekordy Polski juniorów, był siódmy w mistrzostwach świata juniorów w Kanadzie, startował w zawodach Pucharu Świata oraz Europy, w mistrzostwach Europy juniorów. Jego hobby to wędkarstwo, ale żadnego olbrzyma jeszcze nie złowił.
PRZEZ CIERNIE DO GWIAZD
- Moja pasja to sport. W życiu warto mieć swoje szczyty. Trzeba pragnąć ich... choć dotknąć oraz dążyć do ich zdobycia. Bo życie to przecież jedne wielkie niekończące się igrzyska, nie tylko te sportowe. Jak mówi stara sentencja łacińska "Per aspera ad astra”', co odpowiada naszemu "Przez ciernie do gwiazd”, sądzę, że to jest właściwa droga pełna różnych przeciwności losu oraz różnego rodzaju niepowodzeń. Moim celem, który pcha mnie do przodu, to zdobycie medalu w 2012 roku w igrzyskach olimpijskich w Londynie. Już nieważne, jakiego będzie koloru.
Tylko niech będzie mój, zdobyty wielkim cierpieniem na treningach i wielkim samozaparciem! Sądzę, że uda mi się to osiągnąć, lecz by myśleć o tym wszystkim, trzeba być niezwykle perfekcyjnym w tym, co się robi - mówi z kamienną wręcz twarzą. Ten chłopak, wychowany na wsi, widać nabył już wielkiego światowego obycia i ma trzeźwe spojrzenie na przyszłość. Jest kulturalny, grzeczny i pracowity. Powinien więc zajść daleko.
Piotr Szpak